13.7.06

oby do sierpnia ? / so sick...

Ale czy faktycznie dotrzymamy do sierpnia? Po dzisiejszym dniu już niczego nie jestem pewien. Niby nic takiego, ale nigdy wcześniej to się nie zdarzyło. Pierwszy zgrzyt? Zawód? Nie wiem. Chłód, który mnie dziś przeszył spowodowany Jej sposobem pisania sparaliżował mnie. Jakbym pisał z zupełnie inną osobą. Oziębłą, odpowiadającą półsłówkami, jakby Jej nie zależało już na niczym, jakby wszystko co wcześniej było dla Niej ważne w jednej chwili straciło swój priorytet i przestało obchodzić. Zapewnienia, że nic się nie stało, że wszystko jest w porządku, nie miały najmniejszego sensu, bo za długo znam, żebym mógł w to uwierzyć. A może w ogóle nie znam?! Przez ten cały długi czas padały wielkie słowa, utożsamiane z uczuciami wyższymi, których oboje poszukujemy wzajemnie.. a może powinienem już napisać poszukiwaliśmy? Jak gdyby nigdy nic po prostu odeszła. Zostawiając mnie z setką kłębiących się myśli co mogło spowodować takie wręcz nienaturalne reakcje. Może mimo zapewnień Ona już nie wytrzymała presji czasu.. choć w to akurat szczerze wątpie. I zachodze teraz w głowe co się stało..? O czym nie chciała mi powiedzieć..? Ja nie potrafie tego tak obojętnie potraktować, bo i Ona nie jest dla mnie obojętna, już od dawna. Nie mogę zostawić tego w ten sposób.. i tylko przez moją pojebaną naturę, która zawsze się ujawnia w takich sytuacjach, będe stale o tym myślał. Baby G. zawsze ironicznie się śmieje, że romantyk ze mnie pełną gębą, ale kiedy jest czas na żarty musi być też i czas na powagę, a to nie jestes wcale śmieszne. Ani troche. Sam zauważyłem, że zbytnio się przejmuje wieloma sprawami, czasami zupełnie niepotrzebnie, które w gruncie rzeczy często nie wymagaja tego, aby poświęcać im aż tyle uwagi. I może to też zaczęło przytłaczać, bo nie da się ukryć, że jestem uparty i potrafię być marudny, aż do bólu i narzekać.
Może dziś był pierwszy sygnał powolnego końca. Końca czegoś co tak może na prawde się nigdy nie wydarzyło i nigdy nie miało miejsca? A skoro tak, to czym był ten okres znajomości? Próbą budowy szczęścia na fundamentach ruchomych piasków, co z góry było skazane na niepowodzenie? Nie wiem co jest gorsze, to że w to wszystko wierzyłem, bez wahania, czy to że nadal utwierdzam się w przekonaniu, że Ona jest tą Jedyną. Bo czym będzie każdy kolejny, nowy dzień życia ze świadomością, że Jej po prostu nie będzie, że nie okazała się właściwą dla mnie. Każda kolejna gorsza od poprzedniej - zadaje większy ból.
Zawsze kiedy słysze Jej głos robi mi się weselej.. jest taki anielski, że mógłbym się wsłuchiwać w niego godzinami i nie miałbym dość. "And Your voice always helps me when I feel so alone" zupełnie jak teraz.. brakuje mi wielu rzeczy, Twojego dotyku, choć nie wiem jakie to uczucie, Twojego spojrzenia, choć nie wiem jak ono wygląda, Twojej bliskości choć nie wiem jakie ono ciepło daje.
I teraz utknąłem w martwym punkcie, stercząc tu i tęskniąc to tego, czego jeszcze nigdy z Twojej strony nie odczułem. Pragnąc ze wszystkich sił urzeczywistnić to co narazie jest dla mnie iluzją szczęścia. "I want You to know, it's a lil' fucked up", ale nie pozostaje mi nic innego tylko czekać, bo nie mam już nic do stracenia.



Hopeless...

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

romantyk! tym razem bez ironii.

Poczatek konca to byc nie moze,bo tak naprawde zadnego poczatku nie bylo,poczatek nastapi w dniu kiedy Ja zobaczysz,wtedy tez uzyskasz odpowiedz na wszelkie stawiane sobie pytania,wtedy tez zniknal wszelkie watpliwosci.Juz blizej niz dalej.

a poza tym milosc to nieustanna walka i niezgoda na cisze...